Prolog: Architektura Niespełnienia i Metafizyka Drogi

Historia polskiego przemysłu motoryzacyjnego nie jest prostym zapisem inżynieryjnej ewolucji, ciągiem dat uruchomienia fabryk czy statystykami zjeżdżających z taśm pojazdów. To raczej skomplikowana kronika zmagań materii z duchem, dramat rozpisany na blachy karoserii, oktanową liczbę paliwa i geopolityczne fatum. Dla projektanta, badacza formy czy historyka kultury, polska motoryzacja jawi się jako fascynujące, oniryczne studium „projektowania w czasach zarazy” – ciągła walka wizjonerskiego geniuszu z brutalnym oporem ekonomicznej i politycznej rzeczywistości. To opowieść o kształtach, które wyprzedzały swoją epokę, kreślonych ręką mistrzów na deskach w Warszawie, Bielsku czy Mielcu, i o tym, jak te idealne platońskie formy zderzały się z betonem realnego socjalizmu lub chłodną kalkulacją globalnego kapitalizmu.

W tej narracji samochód przestaje być utylitarnym przedmiotem służącym do przemieszczania się z punktu A do punktu B. Staje się artefaktem kulturowym o potężnym ładunku symbolicznym, soczewką, przez którą najwyraźniej widać ambicje odradzającego się państwa, siermiężność niedoboru, a wreszcie drapieżność transformacji ustrojowej. Od radykalnej unifikacji śrub w przedwojennym CWS, przez antropologię codzienności „Malucha”, który stał się pełnoprawnym członkiem polskich rodzin, aż po asymetryczną szybę Solarisa i cyfrowe, elektryczne marzenia Izery – polska motoryzacja to lekcja designu w warunkach ekstremalnych. To studium tego, jak ograniczenia rodzą innowację, jak niedobór stymuluje kreatywność, i jak polityka potrafi zdusić najpiękniejszą, najbardziej aerodynamiczną formę, zanim ta zdąży przeciąć powietrze na autostradzie.

Niniejszy raport jest próbą syntetycznego, a zarazem dogłębnego spojrzenia na to dziedzictwo. Nie jest to jednak katalog techniczny. To esej o polskiej formie, o estetyce konieczności i marzeniach o prędkości, pisany językiem zrozumiałym dla tych, którzy w linii nadwozia widzą coś więcej niż tylko obrys blachy – widzą ducha czasu.

Rozdział I: Geometria Scalania – Awangarda II Rzeczypospolitej (1918–1939)

Gdy w listopadzie 1918 roku Polska odzyskała niepodległość, była krajem zszytym z trzech różnych systemów prawnych, gospodarczych i infrastrukturalnych. Wyzwanie, przed którym stanęli ojcowie założyciele II Rzeczypospolitej, nie polegało jedynie na wytyczeniu granic na mapie, ale na stworzeniu spójnego, funkcjonującego organizmu z chaosu. W tym kontekście, rodzący się przemysł motoryzacyjny miał do spełnienia rolę znacznie wykraczającą poza transport czy militaria. Miał być spoiwem. Miał być dowodem na to, że państwo, które przez 123 lata nie istniało, jest zdolne do wytwarzania skomplikowanej technologii.

Centralne Warsztaty Samochodowe: Laboratorium Tadeusza Tańskiego

Już w 1918 roku Ministerstwo Spraw Wojskowych podjęło strategiczną decyzję o powołaniu Centralnych Warsztatów Samochodowych (CWS) w Warszawie.1 Początkowo ich rola, choć kluczowa, była prozaiczna: reanimacja sprzętu pozostawionego przez zaborców i demobilu wojennego. Była to prawdziwa logistyczna wieża Babel – mozaika pojazdów włoskich, francuskich, amerykańskich i brytyjskich, z których każdy wymagał innej logiki serwisowej, innych części i narzędzi. W latach 20. większość pojazdów wojskowych pochodziła ze zdobyczy wojennych lub zakupów demobilowych. Francuzi przyznawali Polsce kredyty, jednak pod warunkiem, że uzbrojenie i pojazdy będą kupowane we Francji, co często oznaczało import konstrukcji przestarzałych.1

W tym chaosie pojawił się inżynier Tadeusz Tański – postać, która w panteonie polskiego designu powinna zajmować miejsce równe najwybitniejszym architektom modernizmu, takim jak Bohdan Pniewski czy Barbara i Stanisław Brukalso. Tański, człowiek o umyśle ostrym jak brzytwa, ekscentrycznym usposobieniu i nieprzeciętnym talencie konstruktorskim, zrozumiał fundamentalną prawdę: w kraju pozbawionym zaplecza technicznego i wykwalifikowanych kadr, skomplikowana konstrukcja jest wyrokiem śmierci dla pojazdu. Jego odpowiedzią na ten dylemat był model CWS T-1.2

Projektując CWS T-1, Tański dokonał aktu, który w dzisiejszej terminologii określilibyśmy mianem radykalnego design thinking czy wręcz extreme usability. Zamiast ścigać się z Zachodem na stopień skomplikowania silnika czy wyrafinowanie zawieszenia, postawił na genialną w swej prostocie unifikację. Silnik i całe podwozie tego samochodu można było rozebrać i złożyć ponownie za pomocą jednego klucza (mówi się o kluczu płaskim, dwustronnym) oraz jednego wkrętaka.2 Wszystkie śruby i gwinty (M10x1,5) miały tę samą średnicę, niezależnie od tego, czy mocowały głowicę silnika, czy element zawieszenia. Było to rozwiązanie bezprecedensowe w skali światowej, stanowiące inżynieryjny manifest racjonalizmu.

W warunkach polowych, gdzie dostęp do specjalistycznych narzędzi był luksusem, a mechanik musiał polegać na własnej inwencji i tym, co miał w kieszeni, CWS T-1 stawał się maszyną niezniszczalną. Tański, pracując w CWS, zrealizował postulat "form follows function" w sposób bardziej dosłowny niż wielu teoretyków Bauhausu. Wizualnie CWS T-1 nosił znamiona swojej epoki – była to limuzyna o klasycznej, pudełkowatej sylwetce, z pionową osłoną chłodnicy i obszernymi błotnikami, co sytuowało ją w segmencie F.3 Jednak pod tą konserwatywną karoserią kryła się filozofia projektowa wyprzedzająca swoje czasy: modułowość, serwisowalność i redukcja zbędnych zmiennych jako priorytety nadrzędne.

Państwowe Zakłady Inżynierii: Sen o Potędze i Lux-Sport

W 1928 roku, na bazie doświadczeń CWS, decyzją Rady Ministrów powstał państwowy koncern motoryzacyjno-zbrojeniowy Państwowe Zakłady Inżynierii (PZInż).1 Był to moment przełomowy, w którym polska motoryzacja zaczęła nabierać cech zorganizowanego, wielkoskalowego przemysłu. Decyzja o utworzeniu PZInż, wspierana przez wizjonera gospodarczego ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego oraz wojskowych, takich jak gen. Kazimierz Sosnkowski i inż. Kazimierz Józef Meyer, była wyrazem dążenia do autarkii. Meyer, zwolennik rozwoju motoryzacji, przekonał decydentów (w tym początkowo sceptycznego Piłsudskiego, który uważał kawalerię za "broń nikłą") do idei rodzimej fabryki.1

W ramach PZInż rozwijały się projekty, które łączyły estetykę z funkcją militarną w sposób niezwykle wyrafinowany. Motocykle Sokół (modele 1000 i 600), z ich ciężką, solidną sylwetką, niezawodnymi silnikami widlastymi i precyzją wykonania, stały się ikonami polskiego wzornictwa przemysłowego. Łączyły one elegancję art déco z brutalnością maszyny wojennej, stając się obiektem pożądania oficerów i zamożnych cywilów.

Jednak najbardziej spektakularnym, choć niedokończonym dziełem tamtego okresu, była limuzyna PZInż 403 Lux-Sport. Jeśli CWS T-1 był manifestem prostoty, to Lux-Sport był manifestem ambicji. Projekt ten dowodził, że polscy inżynierowie i styliści bacznie obserwowali światowe trendy, takie jak streamline moderne. Aerodynamiczna sylwetka, w pełni niezależne zawieszenie, potężny silnik V8, elektromagnetyczna skrzynia biegów Cotal – ten samochód miał być wizytówką Polski na międzynarodowych salonach. Jego linie były płynne, zintegrowane reflektory wtapiały się w błotniki (zrywając z archaicznym układem "wolnostojących" lamp), a cała bryła sugerowała pęd nawet podczas postoju.

Lux-Sport był projektem na miarę czechosłowackiej Tatry T87 czy niemieckich Horchów. Niestety, wybuch II wojny światowej brutalnie przerwał te prace. Prototypy zaginęły w pożodze wojennej, prawdopodobnie wywiezione lub zniszczone, pozostawiając po sobie jedynie legendę i nieliczne, ziarniste fotografie, które do dziś rozpalają wyobraźnię historyków designu. PZInż, który na Grochowie montował licencyjne Fiaty (508, 518), a w Ursusie czołgi (7TP), stał się symbolem potencjału, który nigdy nie został w pełni zrealizowany.1

Rozdział II: Ruiny i Rekonstrukcje – Socrealistyczna Forma (1945–1956)

Rok 1945 przyniósł nową rzeczywistość – nie tylko geopolityczną, ale i estetyczną. Polska, przesunięta terytorialnie na zachód, zrujnowana biologicznie i materialnie, podporządkowana Związkowi Radzieckiemu, musiała budować swoją motoryzację na zgliszczach. W tej nowej erze nie było już miejsca na arystokratyczny indywidualizm Tańskiego czy luksus modelu Lux-Sport. Nastał czas kolektywizmu, planu sześcioletniego i unifikacji ideologicznej.

Warszawa M-20: Garbus z Przymusu

Symbolem tego okresu, narzuconym siłą, stała się FSO Warszawa M-20. Decyzja o jej produkcji w nowo wybudowanej Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu nie była suwerennym wyborem rynkowym, lecz politycznym dyktatem Józefa Stalina. Zerwanie rozmów licencyjnych z włoskim Fiatem na rzecz radzieckiej Pobiedy M-20 (która sama była stylistyczną kopią amerykańskich wzorców z lat 40., czerpiącą garściami z Forda czy Chevroleta Fleetline) narzuciło polskiemu krajobrazowi formę obcą i ociężałą.

Dla projektanta, Warszawa M-20 jest fascynującym studium adaptacji formy do treści. Jej "garbata" sylwetka typu fastback, z mocno zaokrąglonym tyłem, masywnym przodem i dużą ilością chromowanych detali, była zaprzeczeniem lekkości i nowoczesności lat 50. Wnętrze, wyłożone prostymi, szarymi tkaninami, z wielką, bakelitową kierownicą i kanapami zamiast foteli, emanowało surowością i biurokratycznym chłodem.

Mimo to, Warszawa wrosła w tkankę miejską powojennej Polski w sposób organiczny. Stała się taksówką, milicyjnym radiowozem, sanitarką, limuzyną dygnitarzy średniego szczebla. Polscy inżynierowie w FSO, mimo krępujących ram licencyjnych, starali się modernizować ten pojazd, walcząc z jego technologicznym zacofaniem. Wprowadzenie w latach 60. wersji sedan (Warszawa 203/223) było próbą unowocześnienia sylwetki. Zrywając z garbatą linią na rzecz bardziej kanciastej, trójbryłowej formy, inżynierowie starali się nadać autu lżejszy wyraz, choć proporcje nadwozia – wysokie, wąskie, na dużej ramie – nieubłaganie zdradzały jego przedwojenny, amerykańsko-radziecki rodowód. Była to heroiczna walka o design w obrębie niemożliwego.

Syrena: Bricolage Niedoboru i Estetyka Prowizorki

W cieniu monumentalnej Warszawy, przeznaczonej dla państwa, rodził się projekt znacznie bardziej "ludzki", wynikający z palącej potrzeby zmotoryzowania społeczeństwa, a nie tylko urzędników. Syrena. Jej historia to kwintesencja "bricolage'u" (termin używany przez Claude'a Lévi-Straussa) – sztuki tworzenia czegoś z niczego, wykorzystania dostępnych pod ręką zasobów do stworzenia nowej jakości.

Decyzja o budowie małolitrażowego samochodu zapadła w 1953 roku. Zespół inżynierów z FSO, pod presją czasu i braku budżetu, musiał korzystać z "półek magazynowych". Silnik S-15 zaadaptowano z motopompy strażackiej, elementy zawieszenia, układu kierowniczego i hamulcowego przeszczepiono z Warszawy M-20. Rama podłużnicowa była prostą konstrukcją spawalniczą.

Nadwozie Syreny, zaprojektowane przez inżyniera Stanisława Łukaszewicza, miało jednak w sobie pewien niezaprzeczalny urok, który z perspektywy czasu zyskuje na wartości. Było obłe, pękate, z charakterystycznymi "kurołapami" (drzwiami otwieranymi pod wiatr, na słupku B), co w połowie lat 50. było już rozwiązaniem archaicznym, ale nadawało autu specyficzny rytm.

Dla badacza kultury materialnej, Syrena jest dowodem na niezwykłą kreatywność w warunkach permanentnego niedoboru. To samochód, który był projektowany "na chwilę", jako rozwiązanie tymczasowe, przejściowe, a przetrwał w produkcji do 1983 roku, przechodząc szereg modernizacji (modele 101-105).4 Jej dwusuwowy silnik, emitujący charakterystyczną niebieską chmurę spalin i specyficzny, terkotliwy dźwięk ("pyr-pyr"), stał się nierozerwalnym elementem audiosfery polskich miast i wsi przez trzy dekady. Syrena nie była piękna w klasycznym rozumieniu, ale była "nasza" – niedoskonała, wymagająca ciągłej uwagi, kapryśna, a przez to bliska.

Rozdział III: Odwilż i Włoska Linia – Złota Era Prototypów (1956–1970)

Wraz z polityczną odwilżą roku 1956, końcem stalinizmu i otwarciem (choć ograniczonym) na kulturę Zachodu, w polskim designie nastąpił prawdziwy wybuch kreatywności. Socrealizm, z jego ciężkim monumentalizmem, ustępował miejsca modernizmowi, który w Polsce przybrał formę niezwykle wysublimowaną, czerpiącą z wzorców włoskich i francuskich, ale przefiltrowaną przez lokalną wrażliwość i ograniczenia materiałowe. To w tym okresie powstały projekty, które do dziś uchodzą za szczytowe osiągnięcia polskiego wzornictwa przemysłowego.

Syrena Sport: Czerwona Herezja i Polska Corvette

W 1960 roku, w garażach prototypowni FSO, narodził się mit. Syrena Sport. Samochód, który nigdy nie miał wejść do seryjnej produkcji, a który stał się legendą, "świętym Graalem" polskiej motoryzacji. Jego twórcą był Cezary Nawrot, inżynier o duszy artysty, który postanowił udowodnić, że polski samochód nie musi być tylko smutnym narzędziem transportu.

Syrena Sport była stylistycznym szokiem, bombą wizualną zrzuconą na szarą rzeczywistość gomułkowskiej Polski. Niskie, szerokie nadwozie wykonane z laminatów poliestrowo-szklanych, płaska maska, delikatnie zarysowane płetwy tylne, wlot powietrza (a'la Ferrari) i ten kolor – intensywna, krwista czerwień. Linia dachu opadała łagodnie, tworząc harmonijną sylwetkę coupé, która mogłaby bez wstydu stać na targach w Genewie obok ówczesnych Alf Romeo Giulietta Sprint czy Triumphów. Włoska prasa motoryzacyjna, w tym prestiżowy dziennik Il Giorno, okrzyknęła ją "najpiękniejszym autem zza Żelaznej Kurtyny".4

Pod maską pracował nowatorski, dwucylindrowy silnik typu boxer (S-16), skonstruowany przez Władysława Skoczyńskiego. Choć jego moc nie była oszałamiająca (ok. 35 KM), to układ napędowy i niska masa własna obiecywały sportowe wrażenia.

Dla władz komunistycznych Syrena Sport była jednak problemem natury ideologicznej. Była zbyt piękna, zbyt zachodnia, zbyt hedonistyczna. W siermiężnej rzeczywistości PRL-u, gdzie samochód miał służyć do przewozu robotników do pracy i rolników na targ, dwuosobowe sportowe auto było aberracją, przejawem "zgniłego kapitalizmu". Premier Józef Cyrankiewicz miał rzekomo wpaść w furię na widok prototypu i wydać polecenie ukrycia go.

Los Syreny Sport jest tragiczny i symboliczny dla całej epoki. Jedyny jeżdżący egzemplarz został komisyjnie zniszczony w latach 70., pocięty palnikami na kawałki, by nie drażnił władzy i nie przypominał o niespełnionych ambicjach. Zniszczenie tego prototypu to jedna z największych strat w historii polskiej kultury materialnej, akt wandalizmu na własnym dziedzictwie. Dziś, dzięki nielicznym zdjęciom i ocalałym szkicom, powstają repliki, które próbują przywrócić ducha tego projektu, ale oryginał – ta autentyczna rzeźba Cezarego Nawrota – przepadł bezpowrotnie.

Syrena 110: Funkcjonalizm Przed Czasem

Jeśli Syrena Sport była romantycznym zrywem, to Syrena 110 była triumfem racjonalizmu i chłodnej analizy potrzeb. Zaprojektowana w 1964 roku przez Andrzeja Zgliczyńskiego, była jednym z pierwszych na świecie hatchbacków, wyprzedzając epokę o całą dekadę.4

Jej bryła była ultra-nowoczesna, zrywająca z obłościami lat 50. na rzecz ostrych, geometrycznych cięć. Kanciasta, zwarta, z dużą powierzchnią przeszkloną, krótkimi zwisami i ściętym tyłem z otwieraną klapą – Syrena 110 definiowała na nowo pojęcie samochodu miejskiego. Inżynierowie FSO stworzyli pojazd krótki, zwrotny, ale niezwykle przestronny w środku, realizując postulat maksymalizacji przestrzeni użytecznej przy minimalizacji obrysu zewnętrznego.

Powstało około 20 prototypów.4 Testy drogowe wykazały, że auto prowadzi się świetnie, jest stabilne, nowoczesne i gotowe do produkcji. Syrena 110 miała szansę stać się hitem eksportowym, polskim odpowiednikiem Mini czy późniejszego Renault 5.

Dlaczego więc Syrena 110 nie zmotoryzowała Polski? Odpowiedź brzmi: "polityka licencyjna". Decyzja władz o zakupie licencji na Fiata 125p pogrzebała ten projekt. Uznano, że modernizacja fabryki pod produkcję własnej, nowatorskiej konstrukcji jest zbyt ryzykowna i kosztowna, a "gotowiec" z Włoch daje gwarancję sukcesu. Syrena 110 trafiła do magazynów, stając się kolejnym "pułkownikiem" polskiego designu – projektem odłożonym na półkę historii.

Jelcz 043: Estetyka Krągłości w Służbie Mas

Omawiając ten okres, nie sposób pominąć transportu zbiorowego. Jelcz 043, zwany potocznie "Ogórkiem", to ikona polskich dróg lat 60., 70. i 80. Produkowany w Jelczańskich Zakładach Samochodowych na licencji czechosłowackiej Škody 706 RTO, był autobusem, którego forma idealnie wpisywała się w stylistykę mid-century modern.5

Jego obłe kształty, duża powierzchnia przeszklona z charakterystycznymi świetlikami dachowymi, zaokrąglony przód i tył sprawiały, że pojazd wydawał się przyjazny, wręcz organiczny. "Ogórek" stał się symbolem masowej turystyki, wycieczek pracowniczych, kolonii dla dzieci i codziennych dojazdów PKS-em. Jego design, choć nie rdzennie polski, został przez Polaków całkowicie zinternalizowany. Dziś odrestaurowane "Ogórki" kursują po Warszawie czy Wrocławiu jako atrakcje turystyczne, będąc jeżdżącymi wehikułami czasu, przypominającymi o epoce, w której nawet autobus międzymiastowy miał w sobie pewną plastyczną miękkość.6

Rozdział IV: Era Licencji i Antropologia Codzienności (1970–1980)

Lata 70. pod rządami Edwarda Gierka to czas otwarcia na Zachód, finansowanego gigantycznymi kredytami dewizowymi. W motoryzacji oznaczało to definitywny koniec prób tworzenia własnych konstrukcji silnikowych na dużą skalę i wejście w orbitę koncernu FIAT. Polski Fiat 125p, a później 126p, zmieniły krajobraz polskich ulic, architekturę osiedli (gdzie zaczęły wyrastać blaszane garaże) i mentalność Polaków.

Fiat 126p: Członek Rodziny i Semiotyka Śmieci

O ile Duży Fiat (125p) był obiektem pożądania, symbolem statusu i namiastką luksusu (zwłaszcza w wersjach eksportowych), o tyle Mały Fiat (126p) stał się zjawiskiem totalnym, socjologicznym. Jego produkcja w Bielsku-Białej i Tychach była momentem przełomowym – Polacy po raz pierwszy masowo wsiedli do własnych czterech kółek.

Profesor Roch Sulima, wybitny antropolog kultury, w swojej fundamentalnej pracy "Antropologia codzienności" 7, analizuje fenomen "Malucha" jako proces "udomowienia maszyny". Fiat 126p nie był traktowany jako zwykły, martwy przedmiot użytkowy. Wchodził w intymne relacje z właścicielem, niemal jak zwierzę domowe czy członek rodziny. Nadawano mu imiona, pieszczotliwie nazywano "Kaszlakiem", "Bobem", "Małym". Był przedmiotem troski, ale i frustracji.

Sulima zwraca uwagę na rytuały związane z posiadaniem 126p: niedzielne mycie pod blokiem z użyciem wiadra i gąbki, co stawało się sąsiedzkim wydarzeniem towarzyskim; niekończące się naprawy na parkingu, gdzie właściciel stawał się mechanikiem-amatorem; zdobywanie deficytowych części zamiennych na giełdach. W ciasnym wnętrzu tego mikrosamochodu rozgrywały się dramaty i komedie życia rodzinnego. Pakowanie czteroosobowej rodziny na dwutygodniowe wakacje do Bułgarii czy nad Bałtyk do bagażnika o pojemności 100 litrów było wyczynem logistycznym, wymagającym mistrzostwa w układaniu tetrisa z walizek, namiotów i słoików z wekami.

Z punktu widzenia designu, 126p był dziełem włoskim (projekt Sergio Sartorelliego), majstersztykiem minimalizmu i oszczędności materiałowej. Ale jego polska recepcja i modyfikacje nadały mu unikalny charakter. Polacy "poprawiali" fabrykę, montując fotele lotnicze, dodatkowe wskaźniki, owiewki, wentylatorki, a nawet haki holownicze do przyczep Niewiadów N126. Ta kultura "zrób to sam", opisana przez Sulimę jako specyficzna polska zaradność, zdefiniowała doświadczenie motoryzacyjne kilku pokoleń. Samochód ten, po okresie świetności, w latach 90. stał się elementem krajobrazu "śmieciowego", porzucanym na podwórkach, co Sulima opisuje w eseju "Wprowadzenie do semiotyki śmieci".8 Transformacja ustrojowa zmieniła status Malucha z obiektu pożądania w kłopotliwy odpad, co jest smutną metaforą losu wielu ikon PRL-u.

FSO Ogar: Ostatnie Tchnienie Stylu

W cieniu masowej produkcji Fiatów, w 1977 roku powstał jeszcze jeden niezwykły prototyp – FSO Ogar. Zaprojektowany, podobnie jak Syrena Sport, przez niestrudzonego Cezarego Nawrota, Ogar był próbą stworzenia sportowego samochodu na bazie podzespołów (płyty podłogowej i silnika) Polskiego Fiata 125p.4

Jego nadwozie wykonane z laminatu miało formę klina, modną wówczas na świecie (vide Lotus Esprit czy projekty Giugiaro). Chowane reflektory (rozwiązanie niezwykle rzadkie w bloku wschodnim), duże zderzaki zintegrowane z bryłą (zgodnie z nowymi, restrykcyjnymi normami bezpieczeństwa z USA) i dynamiczna linia boczna czyniły z niego projekt niezwykle dojrzały i estetycznie spójny. Ogar miał być samochodem dla młodych, dynamicznych ludzi epoki gierkowskiej prosperity, symbolem sukcesu "Drugiej Polski".

Niestety, zanim zdążył wejść do produkcji, prosperity się skończyła, a nastał kryzys gospodarczy. Projekt trafił do archiwum. Jedyny egzemplarz Ogara przetrwał i jest dziś eksponowany w muzeach, będąc świadectwem tego, że nawet w realiach licencyjnych polscy projektanci potrafili tworzyć formy autorskie, które nie ustępowały zachodnim wzorcom.4

Rozdział V: Stracona Dekada i Sen o Aerodynamice (1980–1989)

Lata 80. to czas zapaści gospodarczej, stanu wojennego, strajków i wszechogarniającej szarości. Paradoksalnie, właśnie w tym mrocznym okresie, w biurach konstrukcyjnych, z dala od politycznych zawieruch, powstały dwa projekty, które pod względem intelektualnym i innowacyjnym należą do najciekawszych w historii polskiej motoryzacji: Beskid i Wars.

Beskid 106: Geneza Jednobryłowości i Ukradziony Patent

W 1981 roku, w Ośrodku Badawczo-Rozwojowym Samochodów Małolitrażowych (BOSMAL) w Bielsku-Białej, zespół pod kierownictwem inż. Wiesława Wiatraka rozpoczął prace nad następcą Fiata 126p. Odpowiedzialnym za stylistykę nadwozia był Krzysztof Meissner z warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.11

Wynikiem ich prac był Beskid 106 – samochód, który zrywał z klasycznym, trójbryłowym podziałem nadwozia (silnik-kabina-bagażnik). Beskid był jednobryłowy (monocab). Linia maski płynnie przechodziła w linię przedniej szyby, tworząc niemal idealny aerodynamiczny klin. Współczynnik oporu powietrza Cx wynosił zaledwie 0,29.11 Był to wynik rewelacyjny, stawiający Beskida w absolutnej światowej awangardzie aerodynamiki użytkowej, bijąc na głowę ówczesne konstrukcje zachodnie.

Beskid był krótki, ale wysoki, co zapewniało zaskakująco dużo miejsca wewnątrz przy minimalnej długości całkowitej. Był to wzorzec idealnego auta miejskiego. Powstało 7 prototypów o różnych kolorach (żółty, biały, zielony, kremowy).12 Niestety, brak funduszy w schyłkowym PRL-u oraz decyzja o produkcji Fiata Cinquecento (licencyjnego następcy 126p) uniemożliwiły wdrożenie Beskida do produkcji. Władze nakazały zniszczenie prototypów, ale inżynierowie, nauczeni bolesnym doświadczeniem Syreny Sport, ukryli je w różnych miejscach (m.in. na politechnikach i w muzeach), dzięki czemu ocalało 6 sztuk.12

Historia Beskida ma gorzki, niemal kryminalny epilog. Patent na jego nowatorską bryłę wygasł na początku lat 90., gdyż zbankrutowany BOSMAL nie miał środków na opłacenie jego przedłużenia. Krótko po tym, w 1993 roku, Renault zaprezentowało model Twingo. Podobieństwo między Beskidem a Twingo jest uderzające – ta sama jednobryłowa sylwetka, ten sam układ wnętrza, te same proporcje, nawet podobny układ reflektorów.11 Choć Renault nigdy oficjalnie nie przyznało się do inspiracji (twierdząc, że Twingo to ich autorski projekt), w Polsce Beskid funkcjonuje jako "polskie Twingo", symbol genialnej myśli technicznej, która została zaprzepaszczona przez biedę, brak wizji decydentów i bezwzględność rynku.

FSO Wars: Polski Golf, który nie zdążył

Równolegle w FSO w Warszawie trwały intensywne prace nad modelem Wars (1981-1985). Miał to być nowoczesny samochód kompaktowy, bezpośredni konkurent dla debiutującego wówczas Volkswagena Golfa II czy Opla Kadetta D. Za nadwozie odpowiadał Antoni Kasznicki, za wnętrze Mirosław Kowalczuk.10

Wars był samochodem kompletnym i dojrzałym. 5-drzwiowy hatchback, silnik umieszczony poprzecznie z przodu, napęd na przednią oś, nowoczesne, ergonomiczne wnętrze z panelem środkowym skierowanym ku kierowcy (rozwiązanie znane z BMW!). Jego współczynnik oporu powietrza Cx wynosił 0,35 10, co przy kanciastej bryle Golfa II było wynikiem bardzo konkurencyjnym. Wars ważył zaledwie 800 kg, posiadał strefy zgniotu, bezpieczny zbiornik paliwa pod kanapą i łamaną kolumnę kierownicy.10

Gdy zaprezentowano go w 1985 roku na wystawie "Polska Motoryzacja", zrobił furorę. Był dowodem na to, że FSO jest w stanie samodzielnie skonstruować samochód na europejskim poziomie, który nie jest tylko odgrzewanym kotletem na licencji Fiata 125p. Jednak rok 1985 to był już czas agonalny dla gospodarki planowej. Nie było dewiz na zakup nowoczesnych linii produkcyjnych, nie było stali odpowiedniej jakości, nie było sieci kooperantów zdolnych dostarczyć nowoczesne podzespoły. Wars pozostał prototypem, smutnym pomnikiem "co by było, gdyby". Porównanie go z Golfem II 10 pokazuje, że Polacy odrobili lekcję z nowoczesności – Wars nie ustępował niemieckiemu konkurentowi ani stylem, ani funkcjonalnością. Przegrał nie na desce kreślarskiej, ale w gabinetach politycznych Komitetu Centralnego.

Rozdział VI: Autobus, który Zdobył Europę – Fenomen Solarisa (1996–teraz)

Transformacja ustrojowa roku 1989 przyniosła upadek wielu gigantów PRL-u. FSO zostało przejęte przez koreańskie Daewoo, a potem popadło w ruinę. Jelcz zbankrutował. Jednak na gruzach starego systemu wyrosła nowa jakość, dowodząca, że polska myśl techniczna w warunkach wolnego rynku może konkurować z najlepszymi. W 1996 roku w Bolechowie pod Poznaniem Krzysztof Olszewski założył firmę Neoplan Polska, która wkrótce przekształciła się w markę Solaris Bus & Coach.15

Historia Solarisa to dowód na to, że design może być kluczowym elementem przewagi konkurencyjnej w sektorze B2B (pojazdów użytkowych). W 1999 roku zadebiutował model Solaris Urbino 12. Jego znakiem rozpoznawczym, elementem, który zdefiniował markę na dekady, stała się asymetryczna przednia szyba, opadająca ku prawej stronie.16

Ten charakterystyczny detal, zaprojektowany we współpracy z berlińskim studiem designu studioFT i designerem Jensem Timmichem 17, nie był tylko stylistyczną fanaberią. Miał konkretną, utylitarną funkcję: poprawiał widoczność krawężnika i pasażerów oczekujących na przystanku, ułatwiając kierowcy podjazd. Asymetria stała się "twarzą" Solarisa, wyróżniającą go w morzu identycznych, prostopadłościennych autobusów konkurencji (jak MAN czy Mercedes). Ta linia, dynamiczna, odważna, nieco drapieżna, stała się symbolem nowoczesności w transporcie publicznym.

Solaris konsekwentnie budował swoją tożsamość wizualną. Jamnik – logo umieszczane na autobusach – zmieniał się wraz z technologią (zielony jamnik dla wersji niskopodłogowych, jamnik z wtyczką dla elektrycznych). Design Solarisa ewoluował, stając się coraz bardziej ostry, geometryczny, wręcz futurystyczny w IV generacji Urbino (premiera 2014), która zdobyła prestiżowe nagrody IF Design Award oraz tytuł Bus of the Year.17 To historia globalnego sukcesu, gdzie polska inżynieria spotkała się ze światowym designem, tworząc produkt eksportowany do Dubaju, Berlina czy na Reunion.20 Solaris stał się liderem elektromobilności, wprowadzając autobusy wodorowe i elektryczne (Urbino 12 electric) wcześniej niż wielu gigantów branży.15

Rozdział VII: Miraż Supercara – Przypadek Arrinery (2010–2019)

W XXI wieku, na fali rosnących aspiracji polskiego kapitału i chęci dołączenia do elitarnego klubu producentów aut luksusowych, narodził się projekt Arrinera Hussarya. Miał to być pierwszy polski supersamochód – odpowiedź na Ferrari, Lamborghini czy McLarena.

Design Arrinery był agresywny, pełen ostrych cięć, wlotów powietrza, skrzydeł i dyfuzorów, nawiązujący do estetyki współczesnych hypercarów. Zaangażowano brytyjskiego inżyniera Lee Noble'a, legendę świata niezależnych aut sportowych, co miało dodać projektowi wiarygodności inżynieryjnej. Jednak Arrinera stała się ofiarą własnego PR-u i mechanizmów giełdowych.

Historia Arrinery to fascynujące studium przypadku z pogranicza biznesu i psychologii społecznej – przestroga przed przedkładaniem formy nad treść i marketingu nad inżynierię. Spółka Arrinera S.A., notowana na rynku NewConnect, przez lata karmiła inwestorów i media efektownymi wizualizacjami, kolejnymi prototypami (wersja drogowa, wersja GT wyścigowa) i zapowiedziami produkcji, która ciągle przesuwała się w czasie.22 Ostatecznie, problemy finansowe, zawieszenia obrotu akcjami, wnioski o upadłość składane przez wierzycieli i niejasności prawne pogrzebały projekt.23

Hussarya pozostała efektowną wydmuszką, "vaporware" – produktem, który istniał bardziej w sferze cyfrowej i w wyobraźni entuzjastów niż w rzeczywistości rynkowej. Jest symbolem czasów, w których render komputerowy jest łatwiejszy do stworzenia niż działająca linia montażowa, a marzenie o "polskim Ferrari" okazało się zbyt kosztownym snem.

Rozdział VIII: Elektryczny Horyzont – Tożsamość Izery (2020–teraz)

Ostatnim aktem tej historii, który pisze się na naszych oczach, jest Izera – projekt polskiego samochodu elektrycznego, powołany do życia przez państwową spółkę ElectroMobility Poland (EMP). Izera to próba wejścia w nową erę mobilności, ale też powrót do odwiecznych pytań o polską tożsamość w designie i sensowność budowania narodowej marki od zera.

Początkowo (2020 r.) za stylistykę prototypów odpowiadało włoskie studio Torino Design Roberto Piattiego. Zaprezentowane auta (SUV i hatchback) były poprawne, estetyczne, miękkie w liniach, ale – jak zauważyli krytycy i wkrótce sami twórcy – zbyt zachowawcze i szybko się starzejące.26 W świecie EV (Electric Vehicles), gdzie postęp technologiczny i stylistyczny jest błyskawiczny (vide Tesla, Hyundai Ioniq, chińskie marki), design sprzed trzech lat staje się archaizmem.

W marcu 2023 roku nastąpił strategiczny zwrot. EMP ogłosiło nawiązanie współpracy z legendarnym studiem Pininfarina.27 To ruch o ogromnym znaczeniu symbolicznym i wizerunkowym. Pininfarina to Ferrari, to Alfa Romeo, to absolutny Olimp światowego designu. Zaangażowanie Tadeusza Jelca, wybitnego polskiego projektanta z wieloletnim doświadczeniem w Jaguarze, oraz Mariusza Bekasa jako koordynatorów współpracy z Włochami, daje nadzieję na to, że Izera nie będzie generycznym "elektrykiem", ale zyska unikalny charakter, "stylistyczne DNA".28

Współpraca z chińskim koncernem Geely, który dostarcza platformę technologiczną SEA (tę samą, na której powstają auta Volvo EX30 czy Smart #1), stawia Izerę w ciekawym, globalnym kontekście.29 Polska forma (zaprojektowana przez Włochów pod nadzorem Polaków) ma zostać nałożona na chińską technologię. Czy z tego tygla narodzi się nowa jakość? Projektanci Pininfariny mają za zadanie stworzyć gamę trzech modeli: SUV-a, hatchbacka i kombi.31 Czy Izera podzieli los Warsa i Beskida (świetne projekty zabite przez politykę i brak pieniędzy), czy może powtórzy sukces Solarisa? To pytanie pozostaje otwarte.

Podsumowanie: Ciągłość Przerwana, Ciągłość Odzyskana

Patrząc na historię polskiego przemysłu motoryzacyjnego z perspektywy stulecia, widać wyraźnie pewien powtarzalny, niemal fatalistyczny wzorzec. To sinusoida gwałtownych wzlotów inwencji i bolesnych upadków realizacji.

Mamy w swoim narodowym DNA gen racjonalizmu Tadeusza Tańskiego (CWS T-1), który każe nam szukać rozwiązań prostych, genialnych w swojej oszczędności, idealnych na czasy kryzysu. Mamy gen romantyzmu Cezarego Nawrota (Syrena Sport), który każe nam projektować rzeczy piękne wbrew logice systemu, tworzyć sztukę dla samej sztuki. Mamy wreszcie gen przedsiębiorczości i adaptacji Krzysztofa Olszewskiego (Solaris), który pokazuje, że w wolnym rynku potrafimy wygrywać jakością i innowacją, jeśli tylko pozwolimy inżynierom pracować bez politycznego gorsetu.

Poniższa tabela syntetyzuje ewolucję polskiej myśli projektowej, zestawiając kluczowe parametry estetyczne i losy omawianych konstrukcji:

PojazdRokGłówny ProjektantKluczowa Cecha Designu / InnowacjaStatus ProjektuCWS T-11925Tadeusz TańskiUnifikacja śrub, modułowość, serwisowalność jednym kluczemProdukcja małoseryjna (przerwana 1939)PZInż Lux-Sport1936Zespół PZInżAerodynamika, niezależne zawieszenie, silnik V8Prototyp zaginiony w czasie wojnySyrena Sport1960Cezary NawrotStylistyka włoska, nadwozie z laminatu, silnik boxerPrototyp komisyjnie zniszczonySyrena 1101964Andrzej ZgliczyńskiHatchback, kanciasta nowoczesność, krótki zwisPrototyp (ok. 20 szt., projekt porzucony dla Fiata)Fiat 126p1973Fiat / adaptacja polskaMinimalizm, "antropologia ciasnoty", auto rodzinneMasowa produkcja (3,3 mln szt., zmotoryzował Polskę)FSO Ogar1977Cezary NawrotKlinowa sylwetka, chowane reflektory, sportowy charakterPrototyp (1 szt. ocalała)Beskid 1061983Krzysztof MeissnerJednobryłowość (monocab), Cx=0.29, przestronnośćPrototyp (inspiracja dla Renault Twingo?)FSO Wars1985Antoni KasznickiKompakt, ergonomia wnętrza, Cx=0.35Prototyp (konkurent Golfa II)Solaris Urbino1999StudioFT (Jens Timmich)Asymetryczna szyba przednia, funkcjonalizmGlobalny sukces rynkowy, Bus of the YearArrinera Hussarya2016Pavlo Burkatskyy / L. NobleAgresywny aero-design, estetyka supercaraUpadłość projektu ("vaporware")Izera2023+Pininfarina / T. JelecNowoczesny design EV, współpraca z GeelyW fazie rozwoju, zmiana studia projektowego

Historia ta uczy nas, że polski design motoryzacyjny nigdy nie istniał w próżni. Zawsze był wiernym odzwierciedleniem kondycji państwa – jego siły, jego słabości, jego aspiracji i kompleksów. Dziś, w erze elektromobilności, karty zostały rozdane na nowo. Nie ma już ograniczeń Żelaznej Kurtyny, są za to wyzwania globalnej konkurencji, łańcuchów dostaw i kapitału. Czy Izera, czerpiąc z dziedzictwa Tańskiego i Nawrota, zdoła wreszcie przełamać "klątwę prototypu"? Tego nie wiemy. Wiemy jednak, że potencjał intelektualny i estetyczny, by tworzyć rzeczy wielkie, jest w tym miejscu Europy niezaprzeczalny. Jak pisał Roch Sulima, codzienność jest sferą znaczeń, a przedmioty opowiadają o nas więcej niż słowa. Polskie samochody – te, które powstały, i te, które pozostały w sferze marzeń – nadały naszej codzienności kształt niepodległy.


Forma niepodległa.